do. PUSH-UP
Napoleon Bonaparte to był wielki mały człowiek. Z Napoleonem to ja mam wspólne 2 sprawy. Po pierwsze wzrost ( może jestem deczko wyższa) i PUSZKĘ. Puszkę, konserwę zwał jak zwał ( dobrze, że nie zawał, od którego byłam o kroczek, o bardzo mały kroczek). A było tak. Koleżanka postanowiła wdepnąć na konsultacje językowe. Postanowiłam, więc zrobić na tej udój intelektualny pożywkę dla mózgu, ( którego czasami wydaje mi się, że nie mam wcale), czyli bombę witaminową sałatkę. Potargałam sałatę pokroiłam pomidora, ogóra, cebulę. Zostały mi puszki z kukurydzą i z groszkiem. Kukurydzę otworzyłam bez problemu, natomiast z groszkiem trochę się męczyłam. Wzięłam otwieracz, a że był trochę popsuty puszka stawiała opór (stanowiła ruch oporu). A ja jako siła mocniejsza –pancerna postanowiłam ją zlikwidować za każdą cenę. Pół puszki otworzyłam, pół nie, więc postanowiłam dokończyć dzieła paluchem. Paluch się omsknął i przejechał po wieczku. Krew bryzgnęłam po mnie i po kuchni, po talerzach po płytkach. W domu, zero bandaży, ba! Nawet zero papieru toaletowego ( w domu mam jakiegoś złodzieja papieru – ale o tym kiedyś tam), że o chusteczkach higienicznych nie wspomnę. Sąsiadów nie ma. Została lokalna przychodnia, poszłam a tam mi mówią, że natychmiast na pogotowie. No to pogotowie. Na pogotowiu lekarz wyglądał jakby nie urodził się normalnie tylko budowali go w stoczni. Wielki ogromny basior. Chirurg. Zrobił mi z tym paluchem, wpakował pierdyliard zastrzyków i cześć.
Żyję, ale paluch napiermalnada ostro. I z tym paluchem (kciuk) w weekend jadę do Austrii.
Plan jest taki. Gdynia – Wrocław, Wrocław – Wiedeń.
Adieu!
PS. Jedno ze źródeł podaje, że Napoleona Bonaparte wykończył rak żołądka spowodowany notorycznym żarciem żarcia z puszek.
A jedzenia z puszek nie jeść, chyba, że chce się mieć kuku w głowie.
Baw się dobrze :)
Uważaj na palucha.
W normalnych warunkach to na samo przeczytanie o tym już by mi było słabo, ale nie, teraz ostatnio jestem twarda bo przez kilka dni będąc sama w domu, SAMA robiłam ZASTRZYKI kotu memu. Wprawdzie pod czujnym okiem weterynarza, ale jednak sama tę igłę... Kazał mi, się uparł, że ja, bo mam się nauczyć, więc co niby miałam zrobić.
A ręce to mi się trzęsły rekordowo.
No.
Dodaj komentarz