do sławy
No więc(nie zaczyna się zdania od no więc), więc zatem (od tego chyba też się nie zaczyna) chciałam sprzedać Wam sensację. Mam urlop ( spokojnie! to nie jest ta sensacja), w sumie dla mnie jest bo od niepamiętnych czasów postanowiłam się POBYCZYĆ, NUGUSIĆ i WAŁKONIĆ po mieście siejąc lanserkę w mych RAJBANACH. Otóż wychodzę z domu, gdyż umówiłam się z koleżanką z którą 5 lat chodziłam do technikum i idę na spotkanie i nagle przed mym obliczem jakaś taka znajoma mordka, myślę no znam faceta. Zarzymałam się i patrzę RADZIO PAZURA, no więc na tym zatrzymaniu, stopie jaki zapodałam (on zresztą też) mówię: " OO kurde blaszka! Dzień dobry!" A on popatrzył na mnie i " Dzień dobry" po czym każde z nas poszło w swoją stronę, on nie miał daleko, gdyż czekała na niego taryfa. Polanisłam się z koleżanką po plaji (plaży) i idę odprowadzić ją na autobus i co!? Uderzyłam łbem w Marcina Dubienieckiego ( męża, nie-męża Marty Kaczyńskiej). Co on czytał w gazecie " Fakt" to nie wiem, ale miał taaak ścieszony ryj jak nikt na świecie. Dubieniecki jest niski, aż się zdziwiłam gdyż w przyrodzie ludzie mniejsi niż ja zazwyczaj się nie zdarzają. Nie wygląda zbyt atrakcyjnie. Serio. No więc tropem poszłam do kiosku i zakupiwszy gazetę wiem z czego się ten huncwot cieszył. Z tego, że się z laską jakowąś szlaja po knajpach w warszawce.
Wielkie mi hallo, no!
Dodaj komentarz