Dre
Myje-Gary :A co zapraszasz mnie na obiad? =P
Krzyiek: to nie obiad,chciałem prosić Cię o przysługę,nie mam nikogo do przypilnowania kafejki.
Banalne,kolega poprosił o przysługę,zapomniał jednak dodać kilku pikantnych szczególików. Mam paskudny zwyczaj być rozsądna,gdy ktoś mnie sprowokuje.Zaczęłam od bardzo uprzejmego syku do osób o których mówi się,iż pojęcie książka interpretują jako standardowe wyposażenie toalety,albo przenośny zbiór zpalniczek.Wyglądem przypominają zawodnika rugbby,który ma 100% świadomości faktu, iż ma złamay nos przez przeciwnika,który mógłby grać w bamboszach.Innymi słowy wygląd przypomina jak coś co przywlókł kot i zostawił na dłuższe potem.Trzynastozgłoskowiec to nie będzie,ale śmiało mogłabym się nazwać współczesną interpretacją II księgi "Pana Tadeusza" gdzie to można było spotkać Zofiję wsród ptactwa,drób karmiącą.Karmiłam ich precelkami.
Myję-Gary wśród plugactwa
Plugactwo,błędów nie robiło tylko gdy używało słowa "kurwa"na które reaguję z szybkością atakującej kobry,podobnie jak na widok nicnierobienia,co było na porządku dziennym.Dresy ignorują każde pytanie,które jest więcej skomplikowane niż "Jak Ci na imię" Ewidetnie musiałam sie nieprecyzyjnie odzywać by ich stamtąd pogonić,za to wystarczająco dostatecznie by ich wkurzyć.W szybkich abcugach pojawił się Pan Andrzej*,który wygląda jakby nie urodził się normalnie,tylko budowango go w stoczni przy pomocny najnowocześniejszych cudów techniki,innymi słowy Pan Andrzej jest spory.I ten wygląd spowodował chwilową bierność dresów,szacunek poczuły?Owszem na sam widok Pana Andrzeja pokraśniałam na ryju,mogę czuć się bezpieczna.Było kilka drobnych spięć,zgrzytów , poróżnień,upomnień i kara 10 groszowa za każe przekleństwo,która spotkała się z dresiarskim liberum veto poprzedzonym masą przekleństw.Absolutnym hitem jest fakt iż załatwiłam właścicielowi kawiarenki tanią jak barszcz męską sprzątaczkę zlokalizowaną w dresie.Cha! Na domiar złego przez 10 minut byłam zakochana w małolacie(Marcinie),który na dresa nie wyglądał ba! przejawiał przebłyski rozumku.W drodze powrotnej usłyszałam szybki trucht,pomyślałam sobie,że zaraz mi wbiją nóż w plecy.I jak mnie coś nie łupnie w okolice ramion!! Cha! to był właściciel imienia Marcin , 170 cm wzrostu,ślicznego ryjka i zimowego wyposażenia w postaci czapki szalika i rękawiczek( IRONIA worku z tłuszczem przemiluchny).
*Pan Andrzej,blogowy znajomy.Skubaniec nieśmiały,za pierwszym razem gdy się spotkaliśmy obszedł mnie jak piesek drzewko,wystraszył się boroczek,albo rowera albo mnie.Andrzej czego się bałeś? że musiałam za Tobą się przez miasto wydzierać?
Dodaj komentarz