ING.
Razem tworzymy całkiem fajną emerytkę( nie chodzi o potoczną nazwę małej butelki alkoholu),rencistkę czy jakiegoś innego stwora o kościach powyginanych przez reumatyzm.Połówka zorganizowana w któryś tam kilogram,furkotająca od czasu do czasu tyrolskimi spódniczkami wyciągneła mnie z hacjendy na długi rowerowy triatlon po sielskiej,anielskiej wsi u stóp Beskidów.Zrobiłyśmy ładnych parę kilometrów wszystko w imię walki z INGIEM :cellulitisem,mobbingiem,pettingiem,surfingiem,dupingiem,małpingiem itd.Aby radość dnia została spełniona w 100%,fiknełyśmy do mego ogrodu w celu napchania żołądków tym co wyrosło na drzewach,krzaczkach i sąsaidowych malinach.Asortyment szybko się wyczerpał i zostały nam niedojrzałe brzoskwinie.Rączuniami swymi,pokrytymi jedwabistą skórą macałyśmy owoce,by co miękksze zerwać i włożyć do ust(normalne,że do ust przecież nie do dupy).Swoją drogą dziwnie się czułam, jak pedofil obmacujący piersiątka młodym lolitkom.Większość była twarda,więc potrzepałyśmy drzewkiem.Posypała się salwa brzoskiwń dużych i małych,dojrzałych i nie.Położyłyśmy się w trawie i wspominałyśmy te stare dobre czasy,jak byłyśmy jeszcze SPOKOJNE.Bo należy przyznać iż połowka (tak naprawdę to nie przepadam za kobietami,POŁÓWKA użyta w celach maskujących) nie jest z natury pokornym cielakiem.Gdy brzuch mówił stop,żołądek kategoryczne protestował obmyśliłam zabawę" ATAK DACHOWO-RYNNOWY"
Zgromadziłyśmy amunicję brzoskiwniową i zabrałyśmy się do budowania bazy.Baza była niestabilnym tworem.Zajełyśmy dogodne pozycje ( nie chodzi o sex) i rozpoczełyśmy natarce w celu wykurzenia domowników.Ależ ja mam rzut!!!! Brzoskwinie skakały po dachu wydając stosowny dźwięk ogłuszający tych co siedzą w ciepełku pod strzechą.Po każdej serii rzutów ucieczka do bazy.Pierwszy wyszedł łojciec, patrzył na dach z takim zdziwieniem jakby conajmniej boeing na nim wylądował.Potem brat,burczący jakieś słodkości pod naszym adresem.Calą zabawę popsuł sąsiad,który zaciekawiony naszym chichotem zdemaskował nas,grożąc iż doniesie odpowiednim jednostką.
Za tydzień zogranizujemy atak na dom psychiatryczny,gdzie niebawem obie na pewno się zjadziemy.Pod koniec:
Krótka piłka:
On: To może się dziś zobaczymy,proponuję LOKAJL.
Ja: Nie,dziś nie dam rady, boli mnie dupa.
On: WYDAJE mi się że coś kręcisz.
Zadzonił by się upewnić czy na pewno nie dam rady.
Połowka: Kto to był?
Ja: ktoś mało IMPOTENT.
Ps.Serdeczne pozdrowienia dla SimOOna.
Dodaj komentarz