Log.
Ostatnimi czasy telewizję naszą zdominowały bójki o owalną piłkę.Choćbym przebrała się w obcisły różowy kombinezonik z lateksu z biczem w dłoni,zrobiła ostry makijaż o barwach yellow Bahama,pląsała po domu gotując,sprzątając z ochotą ,stała się miastmanem (odmiana buszmana)walącego w bębny, piłkarskiego trofeum nie zdobędę.Bój o pilot toczę między ojcem i bratem- na darmo.Już na starcie byłam skazana na przegraną-nadciągły posiłki w postaci kuzynostwa o samczym wyglądzie.O ludzka przewrotności!! Nie oglądam TV jak Telemaniak,ale czasami mam ochotę obejrzeć COŚ co mnie ukulturalni.Tylko,że panowie "chcący jak najlepiej dla mas" wydumali plus minus 1625 minut fimów fabularnych 290' quizów,300' wiadomości-co daje raze ok.37 godzin i 8 godzin na kulturę.Oczywiście w porach kiedy mój anioł struś powinien dawno pilnować mego sprawiedliwego snu.23.00 to wkońcu idealna pora na kulturę,a ja powinnam cierpieć na bezsenność i należeć go gatunku SOWY.Tym którzy dysponują beznadziejnym gustem,banalnych mentalnościach nic a nic to nie przeszkadza.Tym ambitniejszym pozostaje rozbicie ekranu.To zupełnie jak odwieczny spór o kulturę masową,a elitrną.Do mnie homogenizacja nie przemawia nawet jakby była nagim Achillesem.Nie wyobrażam sobie czytać arcydzieł przerobionych na kolorowe komiksy.Nie bawi mnie też "COOLTURA" gdzie Turnau śpiewa z Raperem DUŻE PE.To oczywiste,że taki technomuł nie pójdzie z własnej inicjatywy do teatru,albo oglądanie Primabalerin podrygujących w rytm techno,rapu czy innego jazgotu.A stwierdzenie,że należy IM (nieukulturalnionym) pokazywać co to prawdziwa sztuka,muzyka,malarstwo wasadzam między pośladki.Strzelałabym gdyby mi przyszło opowiedzieć cokolwiek o egzystencjaliźmie,bądź baroku,woluntarystycznym idealiźmie transcendentalnym ( nie transcendentnym) czy Słowackim komuś kto książkę traktuje jak awaryjne wyposażenie toalety.Bang!
Świetnie się czuję.Nic mi nie dolega nikt mnie nie terroryzuje,nikt nie prosi o pomoc,nikt mi nie każe obierać kartofli( nie mówię ziemniak,bo to durne określenie(marchewka też rośnie pod ziemią i nikt jej nie nazywa ziemniak) nie muszę się o nic martwić,jedynie nad czym się zastanawiam to jaką książkę przeczytać( na wokandzie widnieje: Historia ubioru) i jakim kolorem pomalować ściany.Oprócz "głębszych" mniemań gram w strategiczą grę planszową (cudownie odnalezioną)" Grunwald 1410" Coż za frajda,aż się sama zastanawiam skąd mi tak mądre plany rozwalenia przeciwnika do łba przychodzą.Celem stało się zniesienie Jungingena z boiska,randka i żucie żyletek.
Język ćwiczę.Mój włoski leży i kwiczy.Nawiasem mówiąc Włosi nie są przystojni.Oni są MEGAHIPERARCY przystojni.Byłam na ślubie Małgosi Glinki,widziałam i chwilowo myślałam o rzuceniu wszystkiego i udanie się do Włoch.Ale chyba jest tu ktoś ważniejszy.A ćwiczenie polega na zbrudzeniu sobie policzka czekoladą,staniu przed lustrem i próbami zlizania czekolady językiem własnym.Zabawa świetna.Howgh!
Ps.Ktoś może chce kota? Ja nawet mogę być gratis =P
Ps.a) To setna notka.
Dodaj komentarz