Russelowatość.
Jakie tam walentynki! Jakie tam palpitacje serca!Jutrzejszy dzień datowany jest na koniec możliwie najlepszego świata w jakim żyję.Bo jakiem śnieg biały wtedy i tylko wtedy gdy jest biały a trawa jest zielona,wtedy i tylko wtedy gdy nie jest POMARAŃCZOWA to zrobię totalną ROZPIERDUCHĘ jak nie zaliczę.Jest cień szansy,że jutro egzaminu nie będzie,bo mi dobre wróżki lojalnie doniosły,że egzekutora wiedzy zaatakowały kolonie bakterii.Szkoda,że nie jakiś mucha brana za potwora ,szaleniec który wypreparował mózgi na pożywce czy inne śmoje boje o których się uczyć muszę.Najlepiej cały ten fenomen egzaminacyjny komentuje moja koleżanka Ewa:
"ja tego chuja nienawidze,ja go zabije mam to w dupie jak obleje to go zabije pojde do ciupy tam bede miec mieszkanko jedzenie i na emeryture fundusz"
Naprawdę się denerwuję,śrubki mi się luzują,a na ustnym to się pewnie rozsypię,albo rozłożę jak zdanie analityczne(prawdziwe na mocy pojęć w nich zawartych,hoho,coś jednak umiem).Rybeńki trzymać za mnie kończyny.O 14.00,zresztą za 50 innych też.
W ogóle to ja chciałam miłość wyznać temu panu.Kilkadziesiąt lat temu mogłabym zostać panią Russellową i na pewno mówiłabym do lubego BERNI a do fajki sypała mu mąkę.Taką fajną żoną bym była!
Póki co dobrze jest.Zakochanie wyłazi ze mnie każdą porą skóry.I w dupie mam to,że ktoś może mieć z tego powdu jakieś problemy.Ten jeden raz,pomyślałam tylko o sobie.Wam życzę POSŁODZONEJ HERBATY przez ukochaną/ukochanego i SZCZYPNIĘCIA W LEWY POŚLASEK no i jeszcze Wam zamiauczę;MIAUUUUU.
Dodaj komentarz