do lin!
Lublin, (gdyby tak poszatkować to słowo) można by się było dopatrywać nazwy miasta w RYBIE w LINIE konkretnie.
LUB LIN, LUB KARP, LUB ŁOSOŚ, LUB JESIOTR, LUB OKOŃ ITD....
Gadu gadu o rybach, a ja tam rzeki żadnej nie widziałam.No tak jest jak się łazi po pomieszczeniach zamkniętych.
Hotel-bardzo przystępny gdyby nie, szlag by to... jakiś zjazd, zlot Żydków.Nie wiem co się tam przez weekend odbywało, ale cały hotel był wypełniony myckami na łbach(nawet Murzynów) pejsami i jakimś jojceniem do ścian o 4 nad ranem.No wyobraźcie sobie,że jeden taki psychol walił do drzwi i ujadał jakby był bawołem i dostał pociskiem od kłusowników na safari.Chyba się ktoś zlitował i go wpuścił,albo ja padłam.
Knajpy-co tu dużo gadać nie zwiedziłam wszystkich,ale te w których byłam - były dobre.Dobre też mieli drinole,wódziole, piwole i koktajole.Jedzenie też było znakomite (zwłaszcza kiszona kapusta,którą kupiłam na targu 1,60zł).
(spać mi się chce).W pociągu nie spałam za to jak wracałam ubawiła mnie nazwa pewnej wsi - RAJEC PODUCHOWNY-wtedy to już mnie prawie
zmogło spańsko.
no zaraz wyryję nosem w klawisze.yuuyjjjjjjjjn (tak se sprawdziłam i gdybym upadła -te litery by wyskoczyły).
no to yuuyjjjjjjjjn idę się walne na pryczkę.Adios!