Historyczny Upadek Japonii
Piękna wizytówka mego miasta.
Ps.Pokusi się ktoś o zgadnięcie,CO TO jest?Czego ten napis dotyczy? Cretaro, siedź cicho.
Myję Gary bo wiem dobrze o tym kto ich nie myje ten ma kłopoty.
Jeden członek przy komputerze, jeden członek w okolicach dachu i jedna członiki siedząca swym zgrabnym tyłkiem na parapecie okna.To jeden z tych zabawnych choć mało skutkujących współczesnych zestawów do komunikacji między informatykami.Myślał by kto!Zgrabnym ruchem zostałam wciągnięta w machlojki komputerowe brata mego ( informatyk) i sąsiada mego ( informatyk) wsólnie tworzących ordynarnie dobrze zorganizowaną i stabilną firmę instalującą W-LAN.Taką też sieć tkali u przyjacióły mej jedynej i ukochanej ( nauczycielki j.angielskiego) pragnącej zagłębić tajniki świata zaczynającego się od trzech "w".Instalacja szła jak krew z nosa.Pierwsza faza do złudzenia przypominała coś bardzo grubego próbującego wcisnąć się w coś bardzo małego.Nie mam na myśli grundiowych akrobacji wymyślonego Mikołaja,co to łaskaw spuszczać się przez komin.Mam na myśli brata mego właściciela dwóch dorodnych ud przypominających golonki,który przez wlot na dach próbował tam wejść.Wszedł.Zrobił swoje.Zszedł.Kolejnym etap "drabinowy" polegał na przyczepieniu kabla do ścian budynku na zewnątrz.Ta czynność rzecz oczywista wymagała dobrej drabiny.Drabina,którą wygrzebaliśmy była drabiną złą.Wlazł ten mój niewymiarowy brat na cztery pierwsze szczeble i jak nie jebutnie na glebę!!Spadł z ok. 3m w towarzystwie dźwięku :Duuuuuuuup aaaaaaaaaaaaaaaaaa ( ta melodia to przeciwieństwo tych co lecą z np.10m,bo Ci fruną z fonią aaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaa duuuuuuuuuuuup!) Brat szczęśliwie przeżył i jak sądzę ma już drabinofobię i wstręt do wszystkiego co ma powyżej 3m.Po kilku tłustych minutach, zdobiłam parapet okienny jak niejdena donica z kwiatem, robiąc za nadajnik,przekaźnik bądź dendryt i używałam słownictwa typowo informatycznego.
TRIODIALOG wyglądał mniej więcej tak:
M.Szczyptę w lewo!
Ja:Szczyptę w lewo!
Brat:Zaraz spadnę
M:Wróć!
Ja:Wróć!
Brat:Głąby!
M:Ciut w lewo!
Ja:Ciuuuut w lewo!
Brat:Nie słyszę!
Ja:Ciuuuuuut w lewo!
Sieć została zamontowana,bez kolejnych wypadków.Cały urok imprezy tkwił w sąsiadce przyjacióły,starym babsku której stado rosomaków przeszło po uszach.Przyleciało babsko na skargę i równocześnie poskromić moje słownictwo, utęperować i najlepiej zabić.Bo kto by widział,aby dziewczynka w biały dzień siedziała na oknie z głową w chmurach i co sił w płuchach wrzeszczało CIUL.
Typy spod ciemnej mgławicy chcą podbić naszą galaktykę.Przylot swój niewątpliwy obwieścili pięcioma kręgami w zbożu.Uch!!Ludzie zamiast wizytować okoliczną Golgotę (Kalwaria Zebrzydowska) wznosić modły do Boga, czy kogoś kto tam ma dyżur,urządzają liczne krucjaty w potencjalne miejsce lądowania Zielonych,czyniąc tym samym golgotę i ugór właścicielowi pola,który o plonach może zapomnieć.Szkodników w zbożu są pomiliony i łatwo je zlikwidować fungicydami,pestycydami,babotoxem(rękami żony),ale z tymi kosmicznymi szarlatanami(o ile są) faktycznie może być problem.No bo czym takiego najeźdzcę unieszkodliwić? Induktorem tesli?Paralizatorem*?Garnkiem?Własnym Obiadem?Sexem?Z dumą ogromną,należy patrzeć na rozwój Centrum Kosmicznego,które momentalnie powstanie w tymże miejscu.Jak życie znam powstanie coś anty-kosmicznego jakaś Galaktyczna Federacja Jasności (GFJ),którego prezesem nie mogła bym zostać.Wspomieć należy iż ma miłość do kosmitów już dawno się wypaliła.W szkole podstawowej zaczytywałam się w sagach o Małych Zielonych Ludzikach ( K.Boruń)zamiast czytać lekturki szkolne,jakże pasjonujące,pełne napięcia grozy faktów i życia prawdziwego,czy gonić wzrokiem guru sekty nauczycielskiej.Natruralną koleją rzeczy,porzuciłam te niewiarygodnie powieści na poczet wiedzy seksualnej tzn.nie oprawiałam świerszczyków w "Wyborczą"(rozwój przebiegł prawidłowo),uganiania się za facetami,robienia sieczkarni w głowie młodszemu braciszkowi i wszędobylskiemu byciu tam gdzie być się nie powinno.W owym okresie wydawałam masę pieniędzy na modelarstwo.Kleiłam samolociki, statki i wycinałam z tektury X-wingi,ba! z bratem podczas rodzinnych zjazdów wprowadziliśmy przymusowe przedstawienia.Zmuszaliśmy tą naszą rodzinną świtę by żałosnym wzrokiem patrzyli na dziewuchę i jej wiernego brata( długo,długo nazywanym przezenie Toudi) jak wcielają się w wymyślone postaci.Najciekawsze tytuły przedstawień :"Powrót obrzezanego Yeti" i "Zemsta rannego pantofla"Swoje męki nagradzali pieniądzem,po pierwszym akcie.
Kolekcję egzotycznych roślin wzbogaciłam o chiński agrest-ukrywający się pod nazwą kiwi.Wyrosła mi roślinka dnia pańskiego z pestek,które sama wydłubałam z zamszowego kartofla.Ma kolekcja obejmuje :kawon(arbuz),smaczliwka właściwa( awokado),cytrynę i pomarańczę.Następnym razem wyhoduję roślinę-ODLOT.
Czujemy się piękne,docienione i nadzwyczaj mądre,podrywane notorycznie przez jednego pana biegającego w czarnych majtasach wzdłóż brzegów jeziora Żywieckiego.Nie chodzi mi o Davida Haselhoffa.Jeno o cud-miód-ultramaryna ratownika WOPR.Ponieważ nic nam nie stoi na przeszkodzie dać się adorować,więc od czasu do czasu strzelamy uśmiech nr.33, trzepotamy rzęsami,strzelamy sexem i udajemy wiecznie topiącą się(to dopiero zabawa!)mamy nawet czasami libidodrzemkę z właścielem czarnych gaci i wzroku pełzającym po całym ciele.Chyba zafunduję sobie kartę pływacką.Starsza Szeregowa-odmeldowywuje się na wakacje.Howgh!
*ojciec wyjaśnia to słowo tak:jakaś para liże się w Zatorze(miasto,małopolska stolica wędkarzy)
Krótka piłka.
Nic tak nie uskrzydla kobiety jak zetknięcie się z GENIUSZEM*, zwłaszcza ustami.
*tym razem geniusz to nie 1%natchnienia i 99% potu.